czwartek, 24 lutego 2011

Razowiec z żurawiną




Jestem świeżo upieczonym piekarzem i, jak na razie, namiętnie piekę razowce. Oczywiście, z pomocą mojej domowej maszynki do wyrabiania chleba (znaczy się mojego Lubego).

Wieczorem odmierzam składniki do zaczynu, czyli: zakwas, mąkę żytnią i wodę i mieszam wszystko w misce. Miskę, przykrytą ściereczką odstawiam, jak zwykle, do łazienki (bo najcieplej). Zaczyn zazwyczaj stoi dłużej niż 12 godzin, ale jak na razie mu to nie zaszkodziło. Następnego dnia Luby pod czujnym moim okiem wyrabia ciasto i wieczorem pieczemy chleb. Do rana razowiec zdąży przestygnąć i jest w sam raz na śniadanie. Pozostały zaczyn przelewam z powrotem do słoika z zakwasem i wkładam do lodówki. Tym sposobem zakwasu praktycznie mi nie ubywa, a z każdym nowym pieczeniem chleb bardziej wyrasta.

Grzechem wielkim i niewybaczalnym było by nie próbować dodawać różności do chleba. Grzesznicą nie jestem i dodaję. Na razie żurawinę, do razowca. 
Żurawinę w postaci konfitury po raz pierwszy  jadłam z pieczonym pasztetem. Doskonała kompozycja smaku. W ogóle żurawina świetnie komponuje się z mięsem. Jak się okazuje, nie tylko z mięsem, dodana do razowca nadaje mu bardziej słodkawy posmak. 
Jak razowiec, to tylko z żurawiną.





***


Razowiec z żurawiną



zaczyn:
1/ 2 szklanki gotowego zakwasu, wyjętego z lodówki (przepis tutaj)
1/ 2 szklanki wody
1/ 2 szklanki mąki żytniej
12 godzin na odżywienie (zostawiamy mieszankę na noc)


właściwe ciasto:
3/ 4 szklanki zaczynu
3/ 4 szklanki zimnej wody
500 g mąki razowej pełnoziarnistej
1 łyżeczka soli
2 łyżki miodu gryczanego
100 g suszonej żurawiny

oliwa i mąka razowa do wysmarowania formy




Wszystkie składniki wyrabiamy w misce przez około 10 minut, po czym dajemy ciastu odetchnąć na minut 20. Po tym czasie wyrabiamy ciasto ponownie przez chwilę i umieszczamy w keksowniku, wysmarowanym oliwą i wysypanym odrobiną mąki. Formę z ciastem odstawiamy na 3- 4 godziny w ciepłe miejsce. Po wyrośnięciu (choćby minimalnym) wkładamy keksownik do piekarnika i nastawiamy go na temperaturę 230 stopni celsjusza. Na najniższy poziom piekarnika wsuwamy blachę i wlewamy do niej trochę wody. W powyższej temperaturze pieczemy chleb przez 25- 27 minut, następnie zmniejszamy do temperatury 180 stopni celsjusza i kontynuujemy pieczenie przez kolejne 35 minut. Po wyciągnięciu z piekarnika chleb musi dobrych kilka godzin odstać.




środa, 23 lutego 2011

Pierś w mundurku




Coś szybkiego z piekarnika, bez nakładu galerniczej pracy? Ba! Takie gotowanie bardzo mi pasuje, mojemu Lubemu również. Bez zbędnych przygotowań, miliona składników a przede wszystkim smacznie i niekoniecznie tłusto.

Co lubimy? Lubimy na przykład nadziewać ciasto francuskie różnymi różnościami. Wiecie, takie ciasto zakupione jako gotowe do włożenia do piekarnika. Biegając ostatnio po blogach natrafiłam na pierś kurczęcia zapieczoną w cieście francuskim. Pomysł się przyjął, więc odtąd zapiekamy w cieście piersi kurczaka, z ostrym pleśniakiem w środku. Zamiast skórki z cytryny można zetrzeć skórkę z pomarańczy lub limonki, generalnie każdy cytrus tutaj będzie pasował. Z kolei pleśniaka można zastąpić serem żółtym. Pałaszujemy piersi bez dodatków lub w towarzystwie ugotowanych warzyw albo kaszy jaglanej, wymieszanej z zapieczonymi warzywami.  

Gotowe pakieciki do zapieczenia wyglądają troszeczkę dziwnie, przypominają obrazy Zdzisława Beksińskiego, na których części ciała potrafią być obandażowane i zadziwiająco podobne do tego, co zapiekamy w piekarniku.


***


Pierś w mundurku



opakowanie gotowego ciasta francuskiego
1 pierś kurczaka (podwójna), rozdzielona na 2 połówki
ser pleśniowy typu Lazur (z kolorową pleśnią), pokrojony w grube plastry

starta skórka z cytryny, wymieszana z
solą gruboziarnistą

1 jajko, roztrzepane widelcem
sól morska gruboziarnista




Prostokątny płat ciasta francuskiego kroimy na pół wzdłuż krótszego boku. Oczyszczone połówki piersi kurczaka nacieramy solą wymieszaną z cytrynową skórką i układamy na dwóch kawałkach ciasta francuskiego, na wierzch mięsa kładziemy ser. Ciasto nacinamy po bokach piersi tak, żeby powstały z obu stron paski, którymi zawijamy na przemian mięso. Zalepiamy ciasto wszędzie tam, gdzie powstały dziury i gotowe piersi w mundurku z ciasta francuskiego układamy na kratce z pergaminem. Smarujemy wierzch ciasta rozbełtanym jajkiem, posypujemy niewielką ilością soli (bez cytrynowej skórki) i zapiekamy w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni celsjusza przez 30- 35 minut.





poniedziałek, 21 lutego 2011

Brownies z pomarańczą- Czekoladowy Weekend




To moje pierwsze upieczone brownies i muszę przyznać, że nie powaliło mnie jako ciasto na kolana. Jedynym plusem był posmak pomarańczy oraz sól, przyjemnie kontrastująca smakiem z czekoladą. Może jeszcze kiedyś skuszę się i ponownie upiekę to ciasto. A może nie.

W oryginalnym przepisie pomarańcza nie była dodawana do ciasta i zamiast migdałów były orzechy. 

Brownies przygotowałam w ramach durszlakowej akcji "Czekoladowy Weekend"- pozdrowienia dla czekoladowych maniaków.



***


Brownies z pomarańczą



100 g miękkiego masła
250 g cukru trzcinowego (nierafinowany, ciemny) 
4 jajka

2 tabliczki gorzkiej czekolady (masa kakaowa 90%, po 100 g)

1 pokrojona pomarańcza
utarta skórka z połowy pomarańczy
1/ 2 łyżeczki masła

1/ 3 szklanki mąki pszennej pełnoziarnistej
1/ 3 szklanki kakao
50 g migdałów

sól morska gruboziarnista
utarta skórka z drugiej połowy pomarańczy





Masło miksujemy z cukrem, dodajemy jajka i ucieramy na gładką masę. Czekoladę roztapiamy w kąpieli wodnej i lekko przestygniętą wlewamy do utartej, jajeczno- maślanej masy. W rondelku po czekoladzie zesmażamy kawałki pomarańczy i utartą skórkę z 1/ 2 łyżeczki masła i dodajemy do masy. Dokładnie mieszamy, na koniec wsypujemy kakao, mąkę i migdały i ponownie miksujemy. Gotową masę wylewamy do formy wyłożonej pergaminem. Pieczemy 30 minut w 180 stopniach celsjusza. Sól morską ucieramy ze skórką pomarańczową i tak przygotowaną mieszanką posypujemy ostudzony wierzch ciasta.




piątek, 18 lutego 2011

Suszone pomidory




Zima znowu za oknem, sypie śnieg, niebo szare, jak tu się szykować na wiosnę? Przypomniało mi się zeszłe lato i suszenie pomidorów- to tak na przekór zawierusze za oknem na naszym blokowym dziedzińcu.

Z przetworów z czasów dzieciństwa pamiętam kiszenie kapusty: babcia szatkowała warzywa, które później kisiły się na stryszku w ogromnej drewnianej beczce, zakrytej wieczkiem z ogromnym kamieniem na wierzchu. Ten kamień, moim zdaniem jako dziecka, miał być zabezpieczeniem przed dziadkiem, żeby za wcześnie kapusty nie podbierał... babcia mnie z błędu nie wyprowadzała.
Obowiązkowo również babcia przygotowywała kiszone ogórki na zimę- nigdy w occie, zawsze miały być kwaśne. Uwielbiałam wygrzebywać z dna słoika czosnek i kawałki chrzanu, ukiszone ogórki mało mnie interesowały.
Teraz to raczej mama szykuje przetwory na zimę, zazwyczaj są to dżemy: śliwkowy i z jabłek. Mniam.
Zeszłego lata i my zabraliśmy się za robienie zimowych zapasów: suszone pomidory właśnie, ogórki kiszone i w occie, papryka w occie- nie wiem, jakim sposobem do tej pory przetrwały tylko dwa słoiczki pomidorów w oliwie. Za mało tego było...

Pomidory suszyliśmy w piekarniku, słońcu na balkonie jakoś nie wierzyłam. W podanej temperaturze suszenia pomidory z lekka się przysmażają, mają przez to dodatkowy aromat. Nasze musieliśmy podsuszyć jeszcze drugiego dnia w tej samej temperaturze. Zalewę z oliwy można doprawiać na różne sposoby: świeżymi ziołami, miodem, papryczkami chilli. Nie tylko pomidory są do wykorzystania, aromatyczna zalewa, w której były zanurzone, również.
Nie podałam ilości składników, ponieważ pomidory są różnej wielkości, używamy słoików o różnej pojemności, ogólnie zasada jest taka: sypiemy pieprz, wrzucamy kilka ząbków czosnku, upychamy pomidory i to wszystko zalewamy oliwą. Nasze słoiczki trzymaliśmy w lodówce, w tym roku wylądują po prostu w piwnicy.




***


Suszone pomidory




podłużne pomidory (odmiana lima)
sól
oliwa z oliwek
czosnek, obrany z łupin i podzielony na ząbki
kolorowy pieprz ziarnisty

folia aluminiowa
słoiczki z nakrętkami




Pomidory myjemy, kroimy wzdłuż na połówki, układamy na blasze wyłożonej folią aluminiową, sypiemy obficie solą i suszymy w piekarniku rozgrzanym do 170 stopni celsjusza przez minimum 10 godzin. Wysuszone, przestygnięte i z lekka przypieczone pomidory umieszczamy w słoiczkach, do których wcześniej wrzucamy po łyżeczce kolorowego pieprzu oraz dwa- trzy ząbki czosnku. Pomidory układamy w słoiczkach dosyć gęsto i zalewamy oliwą tak, żeby ta całkowicie je przykryła. Odstawiamy słoiczki w ciemne miejsce (piwnica, spiżarnia, itp.) i przypominamy sobie o nich dopiero zimą.



czwartek, 17 lutego 2011

Barszcz- jaki? Ukraiński




Pamiętam. Za dzieciaka, w podstawówce, obiady w szkolnej stołówce. I barszcz z fasolą. Ukraiński. Bez dużej, białej fasoli to tylko barszcz, żeby nie wiem, co innego dodawać. A z fasolą- barszcz ukraiński. Inaczej być nie może.

Moi dziadkowie swoje korzenie wywodzą z Ukrainy i babcia, swojego czasu, barszcz ukraiński gotowała. Ale już tutaj, w Polsce, i z tego, co pamiętam, nie zabielała go śmietaną. Ani nie przygotowywała zasmażki. Ani nie podsmażała warzyw. Warzywa z fasolą do garnka, ocet, przyprawy i gotowe.

Nie bez przyczyny nie podawałam proporcji soli, cukru i pieprzu w przepisie.  Każdy z nas lubi inny stopień "winności" i ostrości potrawy, najlepszą metodą tutaj jest dosypywanie po łyżeczce cukru, soli i pieprzu i próbowanie, czy to już ten smak. U nas za każdym razem, kiedy gotujemy barszcz, jest inna ilość soli i cukru, podobnie ma się rzecz z octem (stąd podana jest minimalna ilość łyżek octu, ale może ich być więcej).
Nasz barszcz ukraiński tym razem bez ziemniaków.

Zupę ugotował mój Luby, własnoręcznie zapisując ilości użytych składników (przy wtórze okrzyków typu: "zapisz!", "ile dodałeś?!"). Cieżkie jest takie blogowanie, jak się do tej pory gotowało "na oko", prawda? 



***


Barszcz ukraiński
składniki na duuuży gar:


paczka fasoli jaś, moczonej w wodzie przez noc


ok. 500 g mięsa (kurczak- np. nogi lub żeberka) do ugotowania bulionu
mała garść ziela angielskiego
10 liści laurowych

starte na dużych oczkach tarki:
1/4 korzenia selera
1 korzeń pietruszki
4 duże marchewki
10- 12 surowych i obranych buraków

1 por, pokrojony w krążki
7 lub więcej łyżek octu (sirytusowego)

opakowanie śmietany 18%
sól, cukier, pieprz do smaku

pęczek koperku, drobno posiekany





Mięso gotujemy z zielem angielskim i liściem laurowym, przygotowując w ten sposób bulion mięsny. Dodajemy odcedzoną fasolę i gotujemy do wytworzenia "szumów", po czym zbieramy i wyrzucamy powstałą pianę. Dorzucamy starte warzywa, pokrojonego pora i ocet i gotujemy do czasu, aż fasola zmięknie. Pod koniec gotowania wlewamy zahartowaną przez gorącą zupę śmietanę, wsypujemy koperek i przez chwilę gotujemy na małym ogniu. Doprawiamy do smaku cukrem, solą i pieprzem.







wtorek, 15 lutego 2011

Jogurt z żytem



Co na śniadanie? Kawa z mlekiem. Jajecznica z boczkiem. Chleb żytni z dżemem truskawkowym. I tak dalej. Ale co dzisiaj na śniadanie?

U nas dzisiaj jogurtowo. Z jogurtem można łączyć tak naprawdę wszystko: płatki zbóż, owoce, biszkopty. Szybszego śniadania nie znam. No, może tylko owocowy jogurt prosto z pojemniczka plus łyżeczka jest szybszą wersją śniadania.

Tym razem jogurt naturalny połączyłam z płatkami żytnimi i miodem gryczanym.




***


Jogurt z żytem


składniki na 1 porcję:
2 łyżki błyskawicznych płatków żytnich
200 g jogurtu naturalnego 0,1 % tłuszczu
miód gryczany 




Płatki wsypujemy do miseczki, polewamy jogurtem i miodem. Po prostu. 




poniedziałek, 14 lutego 2011

Pożywny żur



Ponownie wracam myślami do czasów dzieciństwa. I we wspomnieniach nie znajduję ani śladu żurku. Biała karta. Pojawia się dopiero w Poznaniu, jako druga zupa uzupełniająca wielkanocny barszcz czerwony. Przepadam za jego kwasotą i aromatem czosnku, którego dodaję w ilościach obłędnych, podobnie rzecz ma się z majerankiem.

Tym razem nie na święta i nie ja, tylko mój Luby, uwarzył pożywny żurek. Spokojnie można dorzucić jeszcze raz tyle czosnku, ile podałam w przepisie. Albo jeszcze więcej. Z ćwiartkami jajka na twardo zastępuje obiad dwudaniowy. Serio.

Niewyjaśnioną do tej pory tajemnicą jest dla mnie istnienie innej zupy o chyba podobnym smaku i wyglądzie, mianowicie barszczu białego. Słyszałam już różne teorie wyjaśniające, czym różni się żurek od barszczu białego (że z innej mąki zrobione), żadna jednak do mnie nie przemawia tak do końca. Ja jeszcze nie jadłam zupy o tak brzmiącej nazwie. Neguję istnienie barszczu białego jako osobnego jestestwa, dla mnie istnieje tylko żur.


***

Pożywny żur


5 białych kiełbas (mogą być różne gatunki), pokrojonych w średnią kostkę
2 duże cebule, pokrojone w drobną kostkę
3 ząbki czosnku, rozgniecionego nożem z odrobiną soli
1 łyżka oliwy

3 butelki 0,5 l gotowego żurowego koncentratu
tyle wody do rozrobienia, ile jest podane na etykiecie butli żurku
1 łyżka ziela angielskiego
10 liści laurowych
4 łyżki utartego majeranku
250 g drobno pokruszonego chleba żytniego
sól, cukier do smaku




Pokrojoną kiełbasę i cebulę mocno podsmażamy w dużym garnku z dodatkiem roztartego z solą czosnku. Dolewamy odmierzoną ilość wody i żur z butelek, dorzucamy ziele angielskie, liście laurowe, majeranek oraz pokruszony chleb żytni, doprawiamy solą i cukrem. Gotujemy tak długo, aż żurek zawrze. Podajemy z ćwiartkami jajek na twardo.




niedziela, 13 lutego 2011

Pizza z gruszką



Gruszki jedliśmy już w różnej postaci: po prostu jako owoce, na zimno z masą pleśniakową, zapiekane z pleśniakiem i orzechem (specjalność Pańci, pychota), ale na pizzy- pierwszy raz. Przeglądając kolejnego ulubionego bloga natrafiłam na to połączenie i uwielbiałam te smaki, jeszcze zanim kupiłam składniki do pizzy. I, wbrew pozorom, jest to bosko pasujące trio: słodka gruszka, ostry pleśniak i ciasto pizzy. Gdyby gruszki nie karmelizować, smak byłby przywiędły i taki zwykły. Cukier zaostrza kontrast smakowy i chyba ze względu na ten kontrast jutro, z drugiej części ciasta, też powstanie gruszkowe cudo.

W oryginalnym przepisie gruszkowe plastry po karmelizacji należy suszyć osobno na np. patyczkach do szaszłyków, ja je po prostu wyłożyłam prosto z garnka na pizzę. Jeśli zostawimy gruszki w garnku do ostygnięcia, zlepią się i ciężko będzie tę masę rozdzielić. Ser na spód można zetrzeć lub pokroić w plastry (i tak się roztopi). Zamiast orzechów pekan można dodać orzechy włoskie. Jeśli lubicie gruby spód od pizzy, rozwałkujcie całe ciasto, my wolimy cienkie spody, więc dzielimy ciasto na połowę i z każdej pieczemy osobną pizzę.
   
Jak widać, przyczepiła się do nas pizza i nie chce się odczepić. Luby jak zwykle dzielnie pomagał w zagniataniu ciasta i tarciu sera (co byśmy zrobiły bez faceta w kuchni...).
Muszę przyznać, że już dawno nie wydawaliśmy takich dźwięków zachwytu podczas jedzenia.



***


Pizza z gruszką



ciasto na pizzę (przepis tutaj)
sos pomidorowy na spód (przepis również tutaj)

składniki na wierzch 1 pizzy:
125 g sera mozzarella, startego na grubych oczkach tarki
125 g żółtego sera (gouda np.), startego na grubych oczkach tarki
100 g sera pleśniowego typu Lazur turkusowy, pokruszonego na kawałki
1/ 2 paczki pokrojonych orzechów pekan
oliwa do wysmarowania blachy
odrobina mąki do posypania blachy

2 gruszki, pokrojone w cienkie plastry, z usuniętymi gniazdami nasiennymi,
(nie obieramy ze skórki!)
1/ 2 szklanki cukru




Zagniatamy ciasto na pizzę, odstawiamy na chwilę do wyrośnięcia. W tym czasie przygotowujemy sos pomidorowy i zajmujemy się gruszkami.
Plastry gruszek obtaczamy w cukrze i wrzucamy do garnka (resztę cukru, jeśli zostanie, też wsypujemy do garnka). Podgrzewamy gruszki na średnim ogniu do rozpuszczenia cukru, następnie krystalizujemy tak długo, aż odparuje woda z gruszek, mieszając co jakiś czas. Podczas karmelizowania plastrów gruszek wałkujemy ciasto i rozkładamy je na prostokątnej blasze, natłuszczonej oliwą i wysypanej odrobiną mąki. Wierzch pizzy smarujemy sosem pomidorowym, wykładamy sery mozzarella i żółty oraz ciepłe plastry gruszek, całość posypujemy orzechami i pokruszonym pleśniakiem. Piekarnik rozgrzewamy do 240 stopni celsjusza, pizzę pieczemy 12-15 minut.      




piątek, 11 lutego 2011

Razowiec miodowiec



Sześć dni temu zaczęłam hodować żytni zakwas, więc przyszedł czas na upieczenie chleba. Po raz pierwszy piekę coś na własoręcznie wyhodowanym zakwasie! Od dłuższego czasu domowy chleb plątał się za mną, przypominał co jakiś czas o sobie i w końcu się doczekał. Udało mi się ujarzmić drożdże, zobaczymy, jak rzecz się będzie miała z zakwasem.

Ostatnimi czasy w ogóle jakoś tak rzadko chleb gościł w naszym domu, stosowane przez nas diety nie zalecały lub wręcz zakazywały umieszczania chleba w menu, stąd też ogranieczenie w jedzeniu chleba. Przyzwyczailiśmy się i teraz typowy "komercyjny" chleb nie wzbudza we mnie zachwytu. No, ewentualnie chleb upieczony tylko z mąki żytniej bez dodatku drożdży piekarskich, taki może pojawić się na naszym stole.
Jakby się tak zastanowić, ludzie na samym początku żywili się białkiem zwierzęcym (no wiecie, polowania na mamuty, dżdżownice  itp.), czas na węglowodanową dietę przyszedł dużo później. Teoretycznie, bardziej naturalne dla nas jest zjedzenie kurczaka, niż kromki chleba. Ale jak tu się oprzeć chrupiącej, ciemnej skórce, smalcowi i kiszonym ogórkom?

W oryginalnym przepisie miodu było mniej (1 i 1/2  łyżki), ja lubię wyraźne smaki, więc miodu u mnie jest odrobinę więcej. Jeśli macie piekarnik z funkcją temperatury 35 stopni celsjusza, to ciasto powinno właśnie w tej temteraturze wyrastać. Skala temperatury naszego piekarnika rozpoczyna się od 50 stopni, więc  mój chleb rośnie w łazience (najcieplejsze miejsce w mieszkaniu). W zagniataniu ciasta dzielnie pomagał mi mój Luby.

Nie mogliśmy się powstrzymać i pokroiliśmy jeszcze nie do końca wystygnięty razowiec. Mniam. Mniam. Mniam.


W całym domu pachnie chlebem.

p.s. Wczorajszy chleb miał pyszną skórkę, reszta do niczego. Nie można podobno się zrażać, więc dzisiaj upiekłam drugi. I właśnie będzie piekł się trzeci, bo drugi za szybko znika. Szaleństwo.


***


Razowiec miodowiec

3/4 szklanki zakwasu żytniego (przepis tutaj)
500 g mąki pszennej razowej typ 2000
3/4 szklanki wody
1 łyżeczka soli
2 łyżki miodu

oliwa do wysmarowania formy
mąka razowa do wysypanie formy



Wszystkie składniki umieszczamy w misce i zagniatamy gładkie ciasto przez około 10 minut. Odstawiamy wyrobione ciasto na 20 minut, po tym czasie wyrabiamy jeszcze przez chwilę i przekładamy do formy (mały keksownik), wysmarowanej oliwą i wysypanej mąką razową. Tak przygotowaną formę z ciastem odstawiamy w ciepłe miejsce do wyrośnięcia na 3-4 godziny (czas zależy od siły zakwasu). Kiedy ciasto odstoi zadany mu czas, wkładamy je do piekarnika i nagrzewamy go do 230 stopni celsjusza, pieczemy w tej temperaturze około 25- 27 minut. Na najniższym poziomie piekarnika umieszczamy blachę wypełnioną wodą w celu wytworzenia pary podczas pieczenia. Następnie zmniejszamy temperaturę do 180 stopni celsjusza i kontynuujemy pieczenie przez następne 35 minut. Gotowy chleb wyciągamy z piekarnika i odstawiamy do przestygnięcia. 


czwartek, 10 lutego 2011

Zakwas żytni



Mój pierwszy zakwas wyhodowany. Bąbelkuje, aż miło. I pachnie drożdżowo. Wygląda jak, powiedzmy, ciasto na naleśniki, przyrządzone z żytniej mąki.  Będzie chlebek, będzie. Właśnie od dwóch godzin mój pierwszy chleb na zakwasie rośnie sobie w łazience (zimą to najcieplejsze miejsce w naszym mieszkaniu). 


Znawcy tematu podają (piekarnia.wordpress.com), że siła zakwasu zależy od czasu jego hodowania: im dłużej, tym zakwas mocniejszy i chleb szybciej wyrasta. Ważne, żeby nie wyrzucać reszty zakwasu po uszczupleniu części, potrzebnej do upieczenia chleba, tylko dokarmiać dalej (ewentualnie przechowujemy zakwas w zamkniętym słoiku w lodówce).



***

Zakwas żytni

1/2 szklanki mąki żytniej typ 2000
1/2 szklanki letniej wody


Mąkę mieszamy z wodą i odstawiamy pod przykryciem w ciepłe miejsce. Przez następne cztery dni dokarmiamy zakwas podaną ilością mąki i wody. Po wykorzystaniu potrzebnej porcji zakwasu do upieczenia chleba, resztę dokarmiamy, jak powyżej lub przelewamy zakwas do słoika i przechowujemy w lodówce do następnych wypieków.


środa, 9 lutego 2011

Dzień pizzy!

Pizza amerykańska


Wędrując ostatnio ze strony na stronę trafiłam na akcję pod tytułem "Dzień pizzy". Niewiele myśląc, przyłączyłam się i oto w całym mieszkaniu pachnie drożdżami i oliwą.

Dopóki nie zjadłam pizzy w Rzymie, to upieczone ciasto na drożdżach, które serwują polskie (niby włoskie, ale jednak polskie) pizzerie było dla mnie jedynym właściwym. I taką też pizzę robiliśmy zawsze w domu: z mnóstwem składników i sosem pomidorowym jako podkładem. Aż tu naraz niegrzeczny kelner w rzymskiej restauracji serwuje nam suchy placek z odrobiną zapieczonego sera i jakimś jednym, zamówionym dodatkiem (salami było u mnie). Placek nie dość, że suchy, to na dodatek cienki i niewielki- w niczym nie przypominała ta pizza naszej polskiej, wypasionej, na grubym cieście, ociekającej czym tylko dusza zapragnie. Zdegustowana byłam nieziemsko.

Zainteresowałam się tematem, podrążyłam, wyedukowałam i kwintesencją tego jest drugi z podanych przeze mnie przepisów, pizza włoska.
Oczywiście, składniki wierzchu pizzy mogą się różnić w zależności od tego, co mamy aktualnie w lodówce albo jakie połączenia smaków lubimy. Zbyt duża ilość składników powoduje smakowy "miszmasz", najlepiej, żeby jeden konkretny smak wybijał się na tle ciasta drożdżowego.
Z podanych proporcji składników na ciasto pieczemy dwie pizze (ciasto wykładamy po prostu na prostokątną blachę).

Uwielbiajmy pizzę! 



Pizza włoska


Ciasto do obu pizz zagniótł mój Luby i pierwszą z nich (amerykańską z sosem) własnoręcznie upiekł. Drugą pizzą, po powrocie z pracy zajęłam się ja.   



***

Pizza amerykańska (z sosem)

ciasto:
2 i 3/4 szklanki mąki (szklanka= 250 ml)
25 g rozkruszonych świeżych drożdży
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka cukru
1 łyżka oliwy z oliwek
200 ml letniej wody

sos:
1/2 puszki pokrojonych pomidorów
słoiczek koncentratu pomidorowego (200 g)
1/2 łyżeczki soli
2 łyżeczki rozmarynu

składniki na wierzch pizzy:
200 g sera edamskiego, startego na grubych oczkach tarki
200 g sera tylżyckiego, startego na grubych oczkach tarki
plastry salami
1/2 puszki anchois
1/2 średniego słoiczka czarnych oliwek, przekrojonych wzdłuż
100 g sera pleśniowego Lazur Blue (błękitny)



Wyrabiamy gładkie ciasto ze składników podanych powyżej i odstawiamy na około 30 minut. W tym czasie trzemy ser na tarce, kroimy oliwki oraz szykujemy sos: wszystkie składniki miksujemy blenderem. Rozgrzewamy piekarnik do 250-260 stopni celsjusza, smarujemy blachę oliwą z oliwek i rozkładamy na niej ciasto (możemy posypać natłuszczoną powierzchnię odrobina mąki, ale uwaga: jeśli mąki nie pokryje w całości ciasto, będzie się przypalała i zamiast przyjemnego zapachu pizzy w domu będzie unosić się swąd spalenizny). Wierzch pizzy smarujemy zmiksowanym pomidorowym sosem, rozsypujemy żółty ser i na jednej połowie pizzy układamy plastry salami, na drugiej połowie anchois. Dorzucamy oliwki, z wierzchu sypiemy dodatkowo odrobiną żółtego sera oraz rozdrobnionym pleśniakiem. Blachę z pizzą wkładamy do piekarnika i pieczemy przez 15 minut.




***

Pizza włoska (bez sosu)

ciasto jak powyżej

200 g sera edamskiego, startego na dużych oczkach tarki
200 g sera tylżyckiego, startego na dużych oczkach tarki
czarne oliwki 
1 duży pomidor, pokrojony w cienkie plasterki
oliwa z oliwek


Z ciasta formujemy podłużne placki i układamy wszerz na blasze wysmarowanej oliwą. Na wierzchu placka rozkładamy sery, wykładamy plastry pomidora, dorzucamy oliwki i całość dodatkowo posypujemy odrobniną sera. Brzegi pizzy, wolne od sera smarujemy oliwą z oliwek. Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 250-260 stopni celsjusza przez 13-15 minut. Podajemy bez dodatkowych sosów!



niedziela, 6 lutego 2011

Ciasteczka owsiane z czekoladą

Ciasteczka z dodatkiem kakao



Czasami naprawdę ciężko jest się powstrzymać w sklepie i przejść obojętnie obok półek z łakociami. Walczę z odruchem plątania się po słodkich alejkach, jednak czasami tę walkę przegrywam. Alternatywą dla sklepowych słodkości są dla mnie własne wypieki, niekoniecznie mniej kaloryczne, ale co tam. Jedyne, co mnie zniechęca, to długi czas przygotowania ciasta, jestem "raptusem" i nie cierpię skomplikowanych przepisów, z milionem składników i etapów. Szybko, nieskomplikowanie i smacznie.

Taki też jest przepis na ciasteczka owsiane: najdłużej trwającą czynnością jest rozdrabnianie czekolady i orzechów. W oryginalnym przepisie zamiast orzechów włoskich są laskowe i nie ma kakao.
Ciasteczka zaraz po upieczeniu są łamliwe i miękkie, po ostygnięciu z wierzchu mają chrupiącą skorupkę, w środku w miękkim miąższu tkwią kawałki roztopionej, lejącej się czekolady. Wyraźnie czuć posmak płatków owsianych. Czekoladowe niebo w... buzi.    


Ciasteczka bez kakao

Alternatywny przepis: nie dodajemy kakao, a zamiast orzechów dosypujemy migdały (można kupić już takie pokrojone) w tej samej proporcji, co orzechy. Sama nie wiem, która wersja mi bardziej smakuje.  


***

Ciasteczka owsiane z czekoladą


suche składniki:
3/4 szklanki mąki pszennej 
1/3 łyżeczki proszku do pieczenia
łyżka kakao
90 g gorzkiej czekolady, pokrojonej na drobne kawałeczki
 (zawartość masy kakaowej 60- 70 %)


masa maślana:
100 g miękkiego masła
3/4 szklanki cukru 
1 łyżka cukru waniliowego
1 jajo
3 łyżki mleka


1 szklanka płatków owsianych
1/2 szklanki orzechów włoskich, drobno pokrojonych
lub roztartych w moździerzu


Mąkę mieszamy z proszkiem do pieczenia, kakao i posiekaną czekoladą. W drugiej misce miksujemy masło z cukrem, cukrem waniliowym, jajkiem i mlekiem. Do masy maślanej dodajemy suche składniki, dosypujemy płatki owsiane i orzechy, dokładnie mieszamy łyżką. Małe porcje kładziemy na blasze, wyłożonej papierem do pieczenia. Pieczemy w 180 stopniach celsjusza przez około 15 minut. Podane proporcje wystarczają na upieczenie około 25 chrupiących ciasteczek.


sobota, 5 lutego 2011

Migdały w miodowym karmelu




Pamiętam pewne lato, tuż po egzaminach do liceum, późne powroty do domu i prawie codziennie paczka migdałów w dłoni. Ostatnio przeglądając różniaste przepisy i przepisiki natknęłam się na karmelowe migdały i nie było silnych, oto są. Jako słodka przekąska w sam raz. Przestroga: im dłużej będziemy podgrzewać słodziutką masę, tym karmelowa glazura będzie bardziej gorzka w smaku. Jak kto lubi.
Zamiast cukierków w błyszczących papierkach, czekolady, zapychających ciastek z polepszaczami- migdały w miodowym karmelu. Oczywiście, można karmelizować sam cukier (jak w oryginalnym przepisie), ale co to byłaby za zabawa, gdyby nie eksperymenty z przepisami. Migdały stygną momentalnie a czas ich znikania jest prawie tak długi, jak przygotowania.


***

Migdały w miodowym karmelu

3 łyżki fruktozy
2 łyżki miodu
(opcjonalnie, zamiast powyższych: 5 łyżek cukru białego/ trzcinowego)
łyżka cukru waniliowego

200 g migdałów w całości ze skórką (paczka)


 
Fruktozę z miodem podgrzewamy w rondelku do utworzenia się piany. Podgrzewamy tak długo, aż piana nie zbrązowieje. Wsypujemy migdały i dokładnie mieszamy ze słodką masą, po czym wykładamy karmelowo- miodowe słodkości na pergamin do przestygnięcia.



piątek, 4 lutego 2011

Indyk w pomidorach po marokańsku



Afryka jakoś nie chce się ode mnie odczepić. To przez ten aromat kminu rzymskiego, bez wątpienia. 
Zwiedzając wąskie uliczki Marrakeszu, z dala od obleganego przez turystów targowiska i głównych ulic, można natrafić min. na "sklepy" mięsne. To niewielkie sklepiki, z ladą wbudowaną w mur kamienicy, zazwyczaj wewnątrz wykafelkowane. Mięso wisi na hakach lub leży bezpośrednio na ladzie a wszędzie dookoła tłoczą się muchy. Jeszcze mocniejszych wrażeń estetycznych dostarczają targowiska w mniejszych miejscowościach, gdzie świeżo ubite zwierzę leży poćwiartowane na placu.



Wracając do smaków afryki: kolejnym daniem, które próbowałam odtworzyć po powrocie do kraju, było mięso w pomidorach. Właściciel hoteliku w Todrze zapewniał, że ta potrawa jest jedną z jego ulubionych. Daliśmy się skusić, i mi osobiście smakowało. Mięso w środku wyglądało na indycze, chociaż wg właściciela był to kurczak (jeśli tak, to bardzo wyrośnięty, wręcz indyczo wyrośnięty). Pomijając rozbieżności językowe i pewne obrazy z bazarów, warto próbować tubylczego jedzenia.
Kurczako- indyka podano nam w tadżinach (ta sama nazwa jest używana dla tradycyjnej marokańskiej potrawy i naczynia), niestety do tej pory nie udało mi się znaleźć tadżinu- naczynia, wspołpracującego z naszą płytą indukcyjną. Używam albo wielkiego garnka (płyta zastępuje palniki gazowe)  albo brytfanki i piekarnika. Zamiast indyka można oczywiście wykorzystać kawałki kurczaka lub jakiegoś innego zwierza, ważne, żeby mięso było z kością. Marynować indyka można nawet przez całą noc, ja preferuję szybkie przygotowania, więc marynowanie odbywa się w rekordowo szybkim tempie.   


***

Indyk w pomidorach po marokańsku

2 uda indycze

marynata:
1 łyżka kolendry
1 łyżka cynamonu
1 łyżka imbiru
1 łyżeczka kurkumy
opcjonalnie 1 łyżka soli
2 łyżki kuminu (kminu rzymskiego)
4 łyżki oliwy

4 cebule, pokrojone w półksiężyce
5 dużych marchewek, obranych i pokrojonych w półtalarki
2 puszki pokrojonych pomidorów 




Umyte i oczyszczone uda indyka marynujemy w przyprawach z oliwą (wszystkie suche składniki mieszamy ze sobą i z oliwą, tak przygotowaną marynatą nacieramy mięso i wkładamy do lodówki na czas dalszych operacji kuchennych, tj. obierania i krojenia warzyw). Przyprawione mięso układamy na dnie garnka lub brytfanki, wrzucamy na wierzch pokrojoną cebulę i marchewkę, na całość wykładamy pomidory i przykrywamy pokrywką. Dusimy w piekarniku w 200 stopniach celsjusza przez 1,5 do 2 godzin (indyka dłużej, kuraka krócej).